wtorek, 16 lutego 2010

Equus...

Książka Monty'ego Robertsa "Ode mnie dla was" w 100% odmieniła mój sposób myślenia, uświadomiła mi, że dotychczas byłam ślepa. Zachwyciła mnie szczerze. Nie ma co tu dużo mówić, trzeba ją przeczytać, żeby zrozumieć. Polecam ją szczerze każdemu miłośnikowi koni, nie tylko tym z problemami.

Dzisiaj było CUDOWNIE!! Spodziewałam się brykania, gonienia, płoszenia... a była idealna!
Zaczęłam stosować język Equus, już są efekty. Na lonży, kiedy chcę, żeby szła stępem, patrzę jej w okolice słabizny, w kłusie mój wzrok skierowany jest na łopatkę, w galopie - na głowę. Powiem tylko jedno: DZIAŁA. Już samo przeniesienie wzroku wywołuje natychmiastową reakcję. Na początku pomagałam sobie nieznacznymi ruchami liną, teraz - kieruję nią samym wzrokiem. O dziwo nie brykała, nie wydzierała lonży na zewnątrz. Wiem, że jej szkodzę lonżowaniem na jednej linie, ale nie mamy żadnego okólnika, a jedynie na polance podłoże w miarę się nadaje. Nie wiem, czy okólnik w ogóle kiedyś będzie postawiony. Zawsze zostają nam dwie liny, ale to dopiero na wiosnę.

Później na nią wsiadłam. Nie jeździłam chyba od trzech tygodni, ten czas to była prawdziwa męka. Dzisiaj znowu poczułam, że żyję... Trzepała mi głową, wieszała się i goniła, ale muszę przyznać, że była do opanowania. Musiała trochę popsocić- w końcu długo nie chodziła. Przyszedł czas na galop... Gdyby Ala mnie nie zachęciła, sama bym się w życiu nie zdecydowała! Tak jest za każdym razem i zawsze jestem jej za to ogromnie wdzięczna. Nikt tak jak Pani Prezes nie potrafi zmotywować. W galopie - poezja. Chciałam skończyć po jednym kółku w dwie strony, bo poszło nam świetnie i nie chciałam kusić losu. Bałam się, że jak się kobyłka rozgrzeje, to dopiero zacznie wariować, a kiedy poszła ładnie i dała się zatrzymać, to chciałam zakończyć jazdę, żeby później nie siłować się z nią. Ale Ala kazała mi pojechać przynajmniej cztery kółka. I było świetnie, nawet musiałam ją pchać.

A co było w boksie!
Został jej stary zwyczaj uciekania w kąt przy czyszczeniu. Odwraca się do mnie zadem. Wtedy ja zwykle podchodzę do niej od tyłu i drapię ją po zadzie, bo takie tanie sztuczki nie robią na mnie wrażenia.  Wtedy się stopniowo uspokaja i stoi już grzecznie. Nie patrzę jej już w oczy. Ciężko mi stosować Join-Up, odsyłać ją, kiedy nie chce podejść, bo czekamy z połączeniem do wiosny, kiedy będą ku temu warunki. Na razie staram się stosować zasady wzajemnego porozumienia. Bajka jest częściej rozluźniona. Ciągle pracuję na jej zaufanie.

Jeszcze długa droga przed nami, ale damy radę!!

Planuję zacząć pracę z ziemi na kantarze sznurkowym. Częste ćwiczenia mogą zdziałać cuda. Czy spróbuję jeździć na kantarze zamiast ogłowia? Nie wiem. Okaże się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz