sobota, 13 marca 2010

Pani Mojego Serca


Ostatnie jazdy na Bajce były cudowne. Uwielbiam w niej wszystko. Spojrzenie, którym mnie wita, sprawia, że serce mi mięknie. To jak mi ufa i pozwala sobą powodować. Jej przyspieszony oddech, gdy zobaczy, że chcę ją osiodłać. Jak ociera o mnie spocony łeb po jeździe. Jak głośno fuczy, gdy się czegoś boi. Jak przykłada mi chrapy do twarzy. Jest najsłodszym stworzeniem na świecie.

A jak mi się ślicznie składa! na czwartkowej jeździe była spokojna mimo, że nie chodziła chyba od niedzieli. Nie musiałam jej nawet lonżować. Wyrywa się ciągle do galopu, ale widać, że się tym cieszy, idzie bardzo chętnie, a mimo to poddaje mi się.

W piątek Dziewczyny pojechały do Stubna na halę, nie było szans na jazdę, ale ja i tak przyjechałam busem. Wykorzystałam ten czas na długie i porządne czyszczenie, które cieszyło na równi nas obie. Bajka sama się nadstawiała do drapania, a przy szorowaniu zimowej sierści, poruszała szyją w górę i w dół, dopraszając się drapania gumowym zgrzebłem. Uwielbiam te chwile spędzone wspólnie. Nasze szczęście nie może się tak skończyć. Ciągle trudno mi uwierzyć w to, że za pół roku może wyjechać...

Dzisiaj, w sobotę, była bardzo pobudzona. Musiałam ją dobrze wykłusować, żeby się uspokoiła. W końcu zwolniła, szła mi fajnym równym tempem. Jednak kiedy domyśliła się, że zaraz będą galopy, starym zwyczajem, wyrwała się sama, ale była tak ładnie zganaszowana w kłusie, jak i w galopie. Dzięki Gosi nawet coś "skoczyłyśmy". Najpierw w kłusie najeżdżałyśmy na drążki (pirwszym razem nawet nie było mowy, żeby Bajka przeszła - Gosia prowadziła ją w ręce, potem już chętnie sama podnosiła nogi), a następnie, po krótkim odpoczynku najechałyśmy na drąg ustawiony na dwóch koziołkach, na najniższym poziomie. Oczywiście najechałam pierw stępem. Tuż przed było jej tradycyjne prrrryt - stanęła jak wryta, wyciągnęła szyję i bała się przejść. W końcu przeszkoda była straszliwa - drąg przecież nie leżał tylko był podniesiony aż o całe 10 cm! można się rzeczywiście przestraszyć. Przeszła w końcu. Potem najechałyśmy w kłusie i skoczyła mi ładnie, schodziła nawet na dobrą nogę. Później Gosia podniosła jeden koniec wyżej - trochę była zdezorientowana, ale poszła ładnie. I tak jeszcze kilka razy z kłusa, po czym postępowałyśmy. Okropnie się bałam, ale dałam radę. Myślałam, że Bajka zrobi mi nagle zwód, odmówi, wybije się z czterech nóg, ale na szczęście się myliłam. Duma mnie po prostu rozpiera.
Chciałabym podziękować Elizie za słowa pociechy i otuchy oraz za rady nie tylko dotyczące techniki jazdy. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomogłaś, kiedy byłam załamana. Przywracasz mi wiarę w ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz