wtorek, 16 lutego 2010

KOCHANA

Co tu dużo mówić: Bajka jest nie do poznania.

Pojechałyśmy na polankę w pięć koni, same dziewczyny i kobyły. Jak zawsze było wesoło. Były dwie gleby, jedno oderwane puślisko, kilka baranków, a nawet skoki Etny przez pomysłową prowizoryczną stacjonatkę złożoną z długiego patyka i dwóch "stojaków" ulepionych ze śniegu. Okazja chwilami szła z nosem w wysokim śniegu, niczym rasowy pies tropiący. Gosia po raz pierwszy wsiadła na Jarabe na oklep. Zamierzała ją tylko polonżować, ale jednak wskoczyła na nią po strzemieniu, którego użyczyła jej Edyta siedząca wtedy na Okazji. Przynajmniej miała czaprak, chociaż pas do lonżowania trochę jej zawadzał.

Polonżowałam trochę Bajkę  w śniegu wysokim miejscami na pół metra i więcej. Było bezwietrznie i bardzo ciepło.

Wciąż pracujemy z Bajką nad porozumieniem, obie robimy postępy! Później na nią wsiadłam i muszę przyznać, że było wyśmienicie.

W galopie kilka pierwszych kółek trochę goniła, później się za to uspokoiła zupełnie. Byłam z niej bardzo dumna.

Nauczyła się ostatnio stać spokojnie, bez wiercenia. To przydatne, kiedy robię zdjęcia z jej grzbietu.


W boksie grzeczna i spokojna. Kochana, ciągle przykładała mi chrapy do twarzy... Uwielbiam zapach spomiędzy jej nozdrzy. Ale najpiękniejszy zapach na świecie, to Bajka spocona. Z braku lepszego porównania dla tego nieziemskiego zapachu, muszę pozostać przy świeżych bułeczkach, jeszcze ciepłych, prosto z piekarni. A jeszcze jak rozetrę ją słomą... Miodzio!

Na długiej linie chodzi ładnie, kiedy prowadzę ją w ręku, ale przydałoby się nam kilka lekcji z kantarem sznurkowym. Czekam, aż wreszcie przyjdzie pocztą.

W czwartek będzie organizowany kulig  wewnętrzny, klubowy. Z pewnością pójdzie Laluchna i Debora. Nie wiem, czy uda się wcześniej pojeździć, zobaczymy. Cieszę się na tę bliską imprezę.

Teraz czuję, że każdy dzień bez koni jest dniem straconym.  Jutro nie pojedziemy, ale za to kulig z pewnością wynagrodzi mi oczekiwanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz