Skłamałabym, gdybym powiedziała, że zawsze chciałam spróbować jeździć westernowo. Kiedyś słyszałam ze wszystkich stron i środowisk, że jest to właściwie "brak stylu", że jest chamski, że nie okazuje się szacunku sportowi jeździeckiemu jeżdżąc w flanelowych szmatach, że koniom niszczy się stawy poprzez slalom między beczkami, czy to "długie hamowanie z galopu". Takie opinie ciągle do mnie dochodziły, a ja słuchałam tego z nabożną czcią, chłonęłam każdą informację, żeby nauczyć się o koniach jak najwięcej...
Nie było to ani mądre ani sensowne i naprawdę nie jestem z tego dumna. Byłam zadufana i zaślepiona. Myślałam: "Styl westernowy? To przecież wożenie się na koniu, a nie JAZDA."
Taaaaaa, jasne, bo styl klasyczny jest niby najlepszy, najcudowniejszy, a wszyscy jeźdźcy są idealni i szanują konie.
Ale od tego mam rozum, żeby weryfikować swoje poglądy poprzez własne doświadczenie, a nie sugestie innych.
"My way is the best way for me today
but if you show me a better way
that will be my way tomorow".
Nie mogę się zamykać na inne możliwości i tępo tkwić przy swoich racjach. Teraz uważam, że każdej dyscyplinie i każdemu stylowi należy się szacunek. Nie można generalizować i na podstawie jednostek wyrabiać sobie zdania na temat ogółu.
Po pierwsze: czy wyobrażacie sobie, kowbojów zganiających bydło we frakach, śnieżnobiałych bryczesach i cylindrach?
Po drugie: weźmy przykładowo konie rasy Quarter Horse, które są specjalnie wyhodowane, by móc robić sliding stop, mają bardzo umięśnione zady i budowę, która umożliwia im wykonywanie manewrów niezbędnych przy radzeniu sobie z bydłem. Odbywa się to po porządnym treningu i rozbudowani u koni odpowiednich mięśni. Czy klasyczne skoki nie są ogromnym obciążeniem dla końskich nóg? No jasne, dlatego niezbędny jest wcześniejszy trening.
Można by jeszcze długo mówić i obalać kolejne mity.
Ja powiem tylko jedno: zobaczcie sobie konia o imieniu Nice Chrome, kto go dosiada i jak naprawdę może wyglądać styl westernowy. Tyle ode mnie.
Ale przejdźmy do mojej jazdy. Po raz pierwszy w życiu jeździłam na koniu rasy Quarter Horse, co juz samo w sobie jest wielkim wydarzeniem. I do tego w siodle westernowym!
Dosiadałam Akcji - pięknej kasztanowatej klaczy.
Siodło jest bardzo wygodne, siedzi się w nim głęboko, musiałam sobie na początku szukać miejsca, bo dosiad jest zupełnie inny. Do strzemion idzie się przyzwyczaić... po czasie. Ale tego się spodziewałam. natomiast duża różnica jest z ogłowiem. Wodze są długie i grube, a już sam ich ciężar zapewnia kontakt, mogą więc zwisać luźno. Bardzo wygodnie jedzie się kłusem ćwiczebnym, oczywiście.
Miałam trudności z zakłusowaniem i ogólnie powodowaniem Akcją, nie mogłam jej wyczuć. Ale to była dopiero pierwsza jazda. Po kilku kółkach czułam się już pewniej i byłam z siebie bardzo zadowolona. Choć są różnice, to jednak koń wciąż pozostaje koniem i pewne schematy działania, bez względu na siodło, pozostają te same. Nie galopowałam - najpierw muszę się poczuć naprawdę komfortowo w kłusie. Nie zdjęłam również kasku, na kapelusz jeszcze przyjdzie pora!
Jazda westernowa to przede wszystkim świetna zabawa, polecam gorąco! A marzeniem to dopiero jest wyjazd w teren.
Czy przerzucę się na west całkowicie? - Nie, z pewnością, ale jestem otwarta na nowe możliwości. To takie wytchnienie po ciągłych ćwiczeniach w siodle klasycznym, chwila zabawy. Jednak moje serce poświęcone jest przede wszystkim ujeżdżeniu, choć na razie muszę się zadowalać jazdą rekreacyjną z braku innych możliwości. DO CZASU. Bardzo lubię skakać, kocham tereny, ale ujeżdżenie to jest to, czemu chciałabym się poświęcić. Chociaż perspektywa zostania cowgirl jest kusząca, nie powiem.
Bardzo fajnie życzę powodzenia !!!
OdpowiedzUsuńGdzie jeździsz ;P
kolejna jazda w Hawłowicach? :d
OdpowiedzUsuńta jazda jest akurat z "Sabatówki" :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ja zaczęłam od jazdy westowej. Teraz trenuję na ujeżdzalni klasyk. Tak jak Ty lubię sprówać wszystkiego , porównać i wybrać najlepszą opcję. Jestem za westem!
OdpowiedzUsuń