piątek, 26 marca 2010

FOLLOW - UP

Bajka niewyszalana pokazuje swoje rude różki. Stała zaledwie kilka dni i zapomniała, co to kłus. Półparady nam już po malutku wychodzą, chociaż muszę przyznać, że takie konie pokroju Okazji, udaje się znacznie łatwiej zebrać (to mój kolejny sukces - Okazja zwykle chodząca rozlazła, z nosem do przodu była wczoraj nie do poznania). 


Sztylp mi się rozpiął i musiałam jeździć bez obu. Na szczęście puśliska w tym  siodle zupełnie mnie nie szczypią, było w sumie wygodnie.
Przez te dwa dni było parę malutkich baranków, kiedy galopowała coraz szybciej i szybciej, a to była już kulminacja. I po tym myślała, że przejdziemy do stój, ale niedoczekanie - dałam jej łydę. Kilka kólek jeszcze goniła, później już stała się wyważona, spokojniejsza. Najpierw przy gonitwach wzięłam ją na małe kółko, a kiedy  było coraz lepiej, zwiększałam je bardzo stopniowo, aż w końcu jechałyśmy po obrębie całej ujeżdżalni.

Ale ten nieszczęsny kłus! Pierwsze zakłusowanie jest zawsze spokojne. Przy drugim Bajka wie, (a raczej sobie wyobraża) że zaraz będzie galop i nie ma siły - wyrwie się do przodu. Wtedy tylko odchylenie się w siodle może ją zwolnić. I tak za każdym razem - stęp, kilka kroczków kłusem, samowolne ganaszowanie i galop. Śmiałam się wtedy jak durna. To było, jakby nie patrzeć, urocze - tak się tym cieszyła! Ale nie odpuściłam i cierpliwie zwalniałyśmy. Potem przyjęłam inną taktykę - nierobienie niczego. Delikatny kontakt, absolutnie nie trzymałam jej na mordzie, jechałam kłusem pełnym siadem pół małego kółka i natychmiast zwolniłyśmy do stępa, poklepałam ją, pochwaliłam i na drugą stronę - też pół kółka. Absolutnie nie starałam się jej zwalniać, pozwoliłam iść i nagradzałam, kiedy nie goniła. W końcu mogłyśmy jeździć dookoła całej ujeżdżalni! Bez naciągania, szarpania i gonienia.

I dopiero po tym, to ja zadecydowałam, kiedy zagalopujemy, już była wyszalana, więc poszła ładnie. Ale najprzyjemniejsze było stępowanie. Czochrałam ją z siodła, głaskałam, a Bajka się wyciszyła. Miała długą wodzę, nie kierowałam nią - wciąż szła prosto do stojącej nieopodal Kasi (robiącej nam zdjęcia) i zwyczajnie wtulała w nią głowę. Później postanowiłam wsiąść (pierwszy raz na niej) na oklep! Było CUDOWNIE!! Mamy nowy sposób na spokojne stępowanie. Po dzisiejszych i wczorajszych wariactwach nie odważyłabym się zakłusować na oklep(co mogłoby się równać z wariackim galopem)
.

To najsłodsze stworzenie na świecie.

I osiągnęłam już drugi życiowy sukces - Follow-UP - podążanie. Zsiadłam z niej, puściłam wodze, a moja ukochana sama chodziła za mną po łukach i po ósemce, z własnej woli! Tak samo z wprowadzaniem do boksu - szła luzem przez korytarz tuż przy moim ramieniu. W razie spłoszenia czy gryzienia przez inne konie zawsze byłam gotowa ja chwycić, ale tym razem nie było takiej potrzeby.

Jutro będzie w stajni jakaś robota, więc już się cieszę. Nie mogę przestać myśleć o Bajeczce! Ale już jutro znów się spotkamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz