niedziela, 24 kwietnia 2011

JUDI


Chciałabym napisać parę słów o Judi. Ostatnio często na niej jeżdżę. Darzę ją wielką sympatią, jest piękna, spokojna, zrównoważona i odważna. Jeszcze ani razu się pode mną nie spłoszyła, co jest miłą odmianą, wiadomo dlaczego. Pod siodłem jest bardzo żywa i chętna do współpracy, ma dużo energii i zapału. Oczywiście - trzeba jej poświęcić dużo czasu, by była prosta, żeby zrozumiała, że zewnętrzna łydka to nie tylko sygnał do zagalopowania i że czasami jazda to też może być relaks i odpoczynek - ale muszę przyznać, że jest wspaniałym kompanem i jeżdżenie na niej to sama przyjemność.

Jeździłam na niej nawet na oklep!
Ala była tak miła, że wzięła mnie na lonżę, abym się trochę rozluźniła. Tylko na kłus, rzecz jasna. Po paru ćwiczeniach poczułam się wreszcie pewnie! To dla mnie duże osiągnięcie. Bo prawda jest taka, że ja POTRAFIĘ jeździć na oklep, gorzej z pewnością siebie i z tymi głupimi oporami po wcześniejszym urazie. Ale pracuję nad sobą, jeżdżę w siodle dużo bez strzemion we wszystkich chodach. Myślę, że niedługo będę miała okazję pochwalić się swoimi postępami. Dziękuje, Reniu za zdjęcia z tej jazdy.

A wracając do Czaszy, uczy mnie ona od nowa półparady. To prawda, że ile koni na świecie, tyle teorii na półparadę. Kiedy idziemy w połączeniu, Judi jest bardzo przepuszczalna, idzie z impulsem, co jest bardzo ważne, mogę robić nagłe przejścia, a ona pozostaje czujna, zwarta i gotowa. Przenosi ciężar ciała tylko w niewielkim stopniu na tył, ale i tak czuć dużą różnicę. Tak więc dogadujemy się. Skakałyśmy nawet trochę, ale nie tak, by ją zbytnio forsować, tylko parę razy przez kopertkę i nieco wyższą stacjonatę. Ale ona potrafi zapewnić poczucie bezpieczeństwa! Kiedy idzie na przeszkodę, wiem, że nie zrobi mi jakiegoś numeru, JEŚLI dobrze się ją pilnuje. Tuż przed skokiem od czasu do czasu waha się z prawej na lewą stronę sprawdzając, czy w ostatniej chwili jednak nie wykręcimy. 


Gdybym pozwoliła jej przejąć dowodzenie w takiej chwili - koń natychmiast kojarzy sytuację z pozwoleniem na ucieczkę i wykorzystuje to bez wahania. Jednak jeszcze NIGDY do takiej sytuacji nie doszło, z czego jestem bardzo dumna.
 Jak wcześniej wspomniałam, jeździłam na oklep. Stare siodło z czerwonymi poduszkami ją obtarło w kłąb i nie mogłam jej osiodłać. Wzięłam ją więc na lonżę, (na kantarze sznurkowym, bo ten jej, taśmowy, obcierał ją w okolicy uszu). Szła bardzo ładnie, dopóki nie przyszedł czas na zagalopowanie.










Wtedy zaczęła gonić szalonym kłusem, a w galopie wyrywać się na zewnątrz. Utrzymałam ją jednak. Po kilku kółkach szło nam już dużo lepiej, ale wciąż nie idealnie. Ale parę treningów powinno to skorygować, najważniejsze, żeby zrozumiała, o co chodzi i nie emocjonowała się niepotrzebnie.

 Trudno było jednocześnie trzymać lonżę i robić zdjęcia, ale udało mi się jakoś pogodzić te czynności.


I kiedy już odprowadziłam ą do stajni, a Judi odpoczęła należycie, przyjechała Ala i wsiadłam na oklep. Nie chciałabym na niej od razu galopować bez siodła, bo miewa zrywy, a po galopie kłus jest szybki i wybijający. Najpierw wolałabym spróbować na koniu takim jak Miria czy Magnus, ale do tego mam jeszcze trochę czasu.




Jeździmy także na rzuconej wodzy w stępie, kłusie i w galopie. Judi trochę dziwi się brakiem kontaktu i szuka go usilnie zniżając głowę, ale widać, że luz na wodzy jej odpowiada.

Miło nam się razem jeździ i pracuje, mam nadzieję, że jej córka, Całka, pójdzie kiedyś w ślady mamy i będzie z niej równie wspaniały wierzchowiec.

I proszę - Wszystkie zdjęcia w siodle zdobiona są przez mojego Tatę - prawda, że robi pierwszorzędne zdjęcia? Wybrałam tylko kilka, ale jest ich mnóstwo! Zrobił mi ostatnio miłą niespodziankę przyjeżdżając i towarzysząc mi podczas jazdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz