wtorek, 7 sierpnia 2012

PRIORYTETY

Miałam ostatnio kilka bardzo miłych jazd, ale szczególnie chciałabym wspomnieć o Hawłowicach.

Już wcześniej pisałam, jak wspaniałym koniem jest Mefisto, jak łatwo jest się z nim dogadać i jak wdzięcznym jest partnerem. Tym razem nie miałam okazji go wyczyścić, ponieważ kiedy przyjechałam, wcześniej już chodził pod innym jeźdźcem, a zatem wsiadłam od razu. Skakaliśmy niewielką kopertę, a także kłodę. Ponad to, próbowaliśmy wchodzić na równoważnię, (która była zarówno dla Mefista, jak i dla mnie nowością, co prawda koń przechodził ją wcześniej, jednak wciąż miał opory, ale liczą się chęci) oraz taki niewielki podeścik, który w końcu przeszliśmy, co prawda w poprzek, ale jednak! Ćwiczyliśmy zagalopowania ze stępa i galopowaliśmy, i galopowaliśmy, i galopowaliśmy bez końca!


 

Robiło się już późno, słońce miało się ku zachodowi, pogoda była bardzo przyjemna. Mefisto zachwycił mnie tym, jak chętnie się wyginał na zakrętach i reagował już na najmniejsze sygnały od dosiadu. Bardzo czujny, spokojny i do tego energiczny. Taki koń to wymarzony nauczyciel - można polegać na jego doświadczeniu i tak całkiem po prostu - zaufać mu. Nawet kiedy trochę wahałam się nad przeskoczeniem kłody - której, bądź co bądź, w razie gorszego skoku nie zrzuci się jak zwykłej poprzeczki, a zatem budzi ona respekt swoją stabilnością; zachęcona przez Magdę, najechałam śmiało i z wielkim zadowoleniem stwierdziłam, że nie było się czego obawiać. Bo przecież w terenie też zdarzają się różne stałe przeszkody, a jakoś je pokonywać trzeba, a gdzie lepiej przećwiczyć sobie takie skoki niż na wielkim trawiastym placu, na grzbiecie Mefista?

Było nieziemsko i choć czasem się zadyszałam, nie czułam się zmęczona: nakręcała mnie energia i pewność siebie tego wspaniałego srokacza.

A teraz co do mnie: do żadnego konia nie mam takiego stosunku jak do Bajki, staram się czerpać jak najwięcej z każdej jazdy i nie jest mi z tym najgorzej. Oczywiście - tęsknię za nią, śnię o niej i nie przestaję o niej myśleć.


Gdy dowiedziałam się, że została sprzedana, wiedziałam że mogę jej już nigdy nie spotkać. Ale żadna fizyczna odległość nie odsunie Bajki od mojego serca, w którym króluje niezmiennie, niepodzielnie. Pewnym pocieszeniem jest to, że zostanie zaźrebiona. Ciekawa jestem jej źrebaka, cieszę się, że będzie mogła przechodzić emocje związane z macierzyństwem, przez co jej życie w pewnym sensie stanie się bogatsze. Później będzie chodzić w rekreacji u prywatnego właściciela.



Miałam te informacje już od dawna, ale jakoś nie mogłam się zdobyć na to, żeby wreszcie się tym podzielić. Zatem jakkolwiek nie w każdym poście wspominam o mojej Bajeczce, ona zawsze będzie dla mnie największą motywacją w dążeniu do samodoskonalenia się i do stawania się zarówno lepszym jeźdźcem, jak i lepszym człowiekiem. Żadnemu koniowi, choćby nawet nauczył mnie wiele, nigdy nie zawdzięczałam tyle, co Bajce.



Choć nie jeżdżę JESZCZE na zawody, chociaż nie jeżdżę nawet tak często jakbym tego chciała, (codziennie), przynajmniej pozostaję w zgodzie sama ze sobą, a moje priorytety nie zatracają swoich konturów, przeciwnie - stają się tak wyraziste jak nigdy przedtem. Zmieniły mnie dwie osoby: Bajka i Monty Roberts, a wyjazd do Californii, do 'Flag is Up Farms' jest moim największym marzeniem. Cóż, cele stawia się po to, aby je osiągać, więc jestem dobrej myśli. W końcu nie na darmo studiuję angielski i zapoznaję się ze stylem westernowym.

Siodło westernowe mam w miarę opanowane, więc moje jazdy stały się nieco bardziej wszechstronne. Zarówno ze stylu klasycznego, jak i z westernowego staram się czerpać dla siebie to, co cenne i ważne, różnorodne jazdy wzbogacają mnie, a przy tym uczą cierpliwości i pokory.

"Akcjuszka" to tak kochane konisko, że nie mogę o niej pomyśleć i nie uśmiechnąć się. Być może już jutro następna jazda...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz