czwartek, 22 marca 2012

ZNOWU W SIODLE!


Nareszcie skończyła się zima i mogłam znów pojechać do Hawłowic. Miałam baaardzo długą przerwę, czasem nie było łatwo, ale jakoś przemęczyłam te długie tygodnie ciągnące się w miesiące, bez koni. Jest to wynikiem moich decyzji - niełatwych do podjęcia, ale dających dużo satysfakcji, nawet kosztem częstszych jazd. Konie są i zawsze będą dla mnie niesamowicie ważne, ale nie będę robiła niczego wbrew sobie. Ja, ja sama, moja wolność i niezależność jest dla mnie najważniejsza. Moje decyzje są dojrzałe i przemyślane na wszystkie możliwe sposoby. Teraz jestem otwarta na nowe możliwości, mam duże plany i jestem w trakcie ich realizowania. Teraz kiedy nadeszła upragniona wiosna jest mi znacznie lżej.

Uczciłam nadejście ciepłych dni na grzbiecie cudnej Finezji. Jeśli któryś koń ma imię idealnie do niego pasujące, to właśnie ona.

Cóż mogę powiedzieć? Współpracuje się z nią fantastycznie, była idealna. Trochę najeżdżałyśmy na drągi, małe kopertki, miałyśmy też chwile niesamowitego, nieprzerwanego galopu. WRESZCIE się wyżyłam po ciągłym siedzeniu w domu. O takiej właśnie jeździe marzyłam w lodowate zimowe dni.

Pracuję nad łydkami, a szczególnie w galopie staram się pilnować kolan, które czasem mi odstają. Ale najmilsze jest to, że widzę efekty mojej pracy. Oczywiście, coś mi tam czasem ucieka, ale zdarzają się momenty, że rzeczywiście udaje mi się opanować dosiad i wygląda to tak, jakbym chciała. Jestem pełna optymizmu.
Jechaliśmy niewielką grupką podziwiając urzekające widoki, w których bez wątpienia można się zakochać. Zrelaksowane po owocnej jeździe, odpoczywałyśmy stępując wokół lśniącego stawu niebieskiego od bezchmurnego nieba. Takie ulotne chwile, a tak dobrze zapadają w pamięć.




A zatem blog znów rusza z kopyta, postaram się, by posty pojawiały się bardziej regularnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz