niedziela, 13 marca 2011

NOWY CEL

Wiecie co? Przyznam się, że boję się jazdy na oklep. Kiedyś jeździłam bez siodła na siwej Lalce nawet galopem, ale potem wsiadłam na moja Bajkę i spanikowałam.

Po prostu zaczęło mną rzucać w kłusie, bo klacz się spięła, a ja straciłam równowagę. Wtedy jeszcze ktoś był pod ręką i mnie wrzucił z powrotem na jej grzbiet. Przy kolejnej próbie zakłusowania spadłam kolejny raz, ale tym razem nie było w pobliż nikogo, kto mógłby mi pomóc wdrapać się na nią, więc zmuszona byłam pooprowadzać kobyłkę i zjechać do stajni. Po tamtej jeździe, pod koniec pobytu Bajki w Łuczycach, jeszcze tylko raz wsiadłam na oklep, ale tylko na stępa. Nie odważyłam się na nic więcej. Teraz się boję i mam opory.

w stępie, ani w stój się nie bałam...

Chciałabym wsiąść na przykład na Mirię, która ma miękki chód i może dałabym na niej radę wysiedzieć, ale teraz jest wczesna wiosna, konie są ożywione i mogą chcieć gonić, co mi się nie uśmiecha. Czy boję się, że spadnę? I tak i nie. Nie sam upadek jest straszny. Najgorsze jest uczucie, że nie dam rady, że ponioslam porażkę i nigdy nie nauczę się jeździć na oklep. Boję się, że będzie jak za tamtym razem - spadnę kilka razy z kolei i na tym się skończy. Taki mam głupi uraz i nie mogę go sobie z głowy wybić. Chciałabym, żeby Miria szła wtedy spokojnie, wolniutko, abym miała czas na przystosowanie się. I na pierwszy raz najwyżej kłusem, po paru udanych jazdach może odważę się na spokojny galopik. I właśnie obawiam się, że na te "spokojne galopiki" będę musiała czekać aż do pełni sezonu, kiedy Mirka będzie wyszalana.

A boję się także tego, że będę za bardzo spięta, że przez strach nie będę się w stanie rozluźnić i w końcu spadnę. A tak gorąco marzę o jeździe na oklep!!!!

To jest mój nowy cel, do którego będę dążyć. Nie mogę przestać myśleć o tym, że nie dam rady. Wiem, że trzeba nastawić się pozytywnie, ale to czasem trudne.

No trudno, muszę kiedyś spróbować!!





Oprócz tego, co dzisiaj: jeździłam na Jarabe i dwa razy zanurkowałam w błoto. Raz, kiedy przestraszyła się stojaka, który mijała już kilkadziesiąt razy, drugim razem silny wiatr porwał przerażający kawał tektury. Jarabe była niespokojna i brykała mi już parę razy, kiedy zganiano konie, albo dwa wróciły z hali bukmanką. Ale tamtych baranów nie nie byłam w stanie wysiedzieć - w obydwu przypadkach zawisłam klaczy na szyi, ale ta nie chciała zwolnić i goniła kłusem. Chcąc, nie chcąc - musiałam się puścić i zażyć kolejnej błotnej kąpieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz