sobota, 23 stycznia 2010

AŻ STRACH WSIADAĆ...

Bajka nie chodziła pod siodłem przez 2 tygodnie, więc nie odważyłabym się na nią wsiąść. Postanowiłam wziąć ją na lonżę.
Stęskniłyśmy się za sobą, już nie mogłam się doczekać, kiedy do niej przyjadę. Przywiozłam jej nowy kantar (tymczasowo jasnoniebieski, bo sprawię jej jeszcze czerwony, który bardziej mi do niej pasuje). Przy czyszczeniu była bardzo grzeczna. Stoi luzem, ale już od dawna nie ucieka mi po całym boksie.
Czekałyśmy na Panią Prezes klubu - Alę, która też brała swoją Etnę, ale na wypinaczach. Ja wzięłam Bajkę na kantarze.
Przed stajnią niedaleko stała bukmanka, której oczywiście trochę się bała, ale nie cudowała mi i przeszła koło niej niemal niewzruszona. Prowadziłam ją na długiej lonży, między nami wisiał ok. metr luźnej liny, a ona szła tuż przy moim ramieniu. Podążałyśmy w czwórkę drogą na polankę, gdzie podłoże było najbardziej odpowiednie. Udało się znaleźć miejsca niewydeptane przez konie, gdzie pod śniegiem nie było twardej jak kamień grudy.
Początkowo stępowała spokojnie, później sama co jakiś czas przechodziła do kłusa, ale dało się ją zwolnić. Dawno nikt jej nie lonżował. Po tym jak w końcu zakłusowałyśmy, po ponownym przejściu do stępa stawała i chciała podejść, żeby zmienić kierunek. Ponagliłam ją bacikiem i pomogło. Kilka kółek naturalnie szła bardzo ładnie, ale kiedy zaczęła przeczuwać, że zaraz będzie galop, uprzedziła moje polecenie. Nie wiem już czy krzyżowała czy nie, bo w pewniej chwili stawiała przednie nogi prawidłowo, a tylne odrywały się od ziemi i opadały na nią równocześnie.
Później trochę pokrzyżowania, ale ostatecznie wygodniej jej było zmienić nogę niż przejść znowu do kłusa. Ona musiała się wyszaleć. Kłus był bardzo wyciągnięty, postawiła ogon, wyciągnęła czujnie głowę i goniła. Chciałam, żeby przejścia były ze spokojniejszego kłusa, próbowałam ją zwolnić przed galopem, ale chyba coś by jej się stało, gdyby nie poszła tych paru kroków w szaleńczym kłusie. Okropnie wydzierała na zewnątrz. Chwilami musiałam trzymać ją dwiema rękami, żeby nie wyrwała mi liny z ręki i nie pobiegła gdzieś w swoją stronę. Bała się traktora przejeżdżającego w oddali, płoszyli ją ledwie widoczni ludzie na pobliskim cmentarzu. Wyszalała się jednak wesoło.
Teraz jazda to żadna przyjemność. Może w przyszłym roku będziemy mieli dostęp do hali i wtedy Bajka byłaby przez cały czas w treningu, może mniej będzie gonić. Czekam już tylko do wiosny, kiedy będzie można ją wreszcie wziąć na parkur obecnie oblodzony.
Jutro prawdopodobnie też ją polonżuję.
Za to później w boksie... miodzio! rozcierałam jej długo szyję, a ona wyciągała głowę jak najwyżej z rozkoszy i sama na mnie napierała spoconą głową. Uwielbia czochranie za uszami. Następnie chciałam przeczyścić jej kopyta, ale były czyściutkie po śniegu. Zrobiłyśmy parę ćwiczeń rozciągających i trzeba było wracać.
Już za nią tęsknię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz