wtorek, 28 czerwca 2011

POŻEGNANIE Z OKAZJĄ I MAGNUSEM

Smutno mi się robi, kiedy o tym pomyślę ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i uwierzyć w bezlitosną rzeczywistość. Okazja i Magnus zostali sprzedani, pójdą gdzieś do rekreacji.

Nie wiem, jak stajnia będzie wyglądała bez nich. Od mojego pierwszego przyjazdu do Łuczyc, byli nieodłączną częścią tej stajni. Okazja - wyważona, pełna godności, potrafiąca zadbać o siebie i postawić na swoim. Magnus - młody, pełen energii, od czasu do czasu coś mu strzela do głowy i zamienia się wtedy w istną petardę pod siodłem, ale i tak pełen łagodności, cieszący się szybkim galopem i skokami.

Na Okazji były moje początki - pierwszy w życiu wyjazd w teren, pierwsza gleba, pierwszy galop... zakochałam się w jej szybkim kłusie. Kiedyś straszyła mnie zębami, przypierała do ściany boksu podczas czyszczenia, ugryzła mnie tyle razy, że już przestałam liczyć (szczególnie kiedy miała w brzuchu Oriona - istna szatanica). Ale przy niej także przełamywałam swoje lęki, naczyłam się dawać sobie radę z koniem, który czasami sprawiał problemy przy czyszczeniu, co bardzo mi pomogło.

Kochana, kochana Okazja. Pamiętam, jak parę miesięcy po wyjeździe Orionka, zobaczyła z pastwiska srokatą Hucułkę Westę chodzącą pod siodłem, stanęła nieruchomo, wyprężyła się i rżała przywołując swojego synka, (który nawiasem mówiąc dawno przerósł rozmiarem Hucułkę, ale Okazji zawiesił się w pamięci jako maluch) myśląc, że to Orion. Byli podobnie umaszczeni, a Okazja widać bardzo za swoją pociechą tęskniła.

Potrafi kobyłka wywalić niesamowite barany w okresie zimowym. Uwielbia się tarzać, po czym wstaje cała umorusana błotem stękając i pomrukując...


Jej galop jest ciężki do wysiedzenia, ale jak ktoś nauczy się jechać w pełnym siadzie na niej, to da sobie radę na każdym koniu. To ostoja cierpliwości, idealna dla początkujących lekkich dzieci, jak i dla dorosłych. Nawet skacze - nie za wysoko, bo ma przyciężką budowę, ale jednak świetnie sobie radzi. I daje człowiekowi poczucie bezpieczeństwa oraz komfort psychiczny.




Jedyna. Niezastąpiona. Okazja...


Magnus - oj, jego nie da się zapomnieć. Ukochany syneczek Mirii, zawsze gryzł się i kopał z Birkutem. Jego słynne wyprucia w 
galopie i serie baranów są legendarne. I przyznam, że nie zawsze czułam się na nim tak do końca bezpiecznie. Czasem spokojny i nie było z nim problemów, ale jednak bywał nieobliczalny, wskazywał na to ten błysk w oku, wysoko niesiony ogon, którym wymachiwał, położone uszy. Najczęściej płoszył się pod wierzbami. Rzadko odmawiał skoku, w tym roku ani razu mi nie odmówił. A skakał naprawdę wysoko, ma na swoim kocie kilka startów w zawodach. I trzeba go było pchać, bo mu się nie chciało wyciągać nóżek, ale jak się w nim rozbudziło pasję - sam człowieka niósł przez parkur. Jest bardzo zwrotny, uwielbiam jego zagalopowania. Jeździliśmy nawet na oklep, gdy miał wyjątkowo spokojny dzień. W boksie miły, bezproblemowy.

Oj, było z niego parę gleb...




Ale wiele mnie nauczył. O sobie i o innych koniach. Tej lekcji nie zapomnę do końca życia.



Mogłabym tak jeszcze długo pisać o tej wspaniałej dwójce. Każdy, kto na nich jeździł pewnie dodałby coś od siebie. Powiem więc krótko, że będzie mi ich brakować. Jakoś tak zawsze byli w stajni, czy się na nich jeździło, czy nie, można było podejść, pogłaskać, wyczyścić...

Wspaniałe konie - Magnus i Okazja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz